poniedziałek, 12 lutego 2018

Pulsujący nerw ulicy, appendix: Młode projektantki i ich rewolucja



Modowa dekonstrukcja
w feerii barw
i z lekką nutą szaleństwa













Nocny Art Patrol kocha modę. Tak, słyszeliście to 
już ostatnio, patrząc być może nieco zdziwieni, co się stało z tym blogiem o sztuce. Aby utrzymać swoich czytelników w drżeniu niepewności o to, co teraz z artystami i tymi wszystkimi wystawami, dokładam appendix do poprzedniego artykułu. Taka mała torturka.

NAP poprzeglądał poprzedni artykuł i wyłoniła się z niego wizja dojrzałości (nie mylić ze starością) w czerni i bieli z Annie Hall i Ann Demeulemeester. Ale to już było! A gdzie podziały się kolory, gdzie szaleństwo (oprócz różowych sztucznych futer Driesa van Noten)?! 

Tak w ogóle, to jak się okazuje, moda w czerni i bieli to już przeszłość, bo ... źle wygląda na wyświetlaczach telefonów. Projektanci mają problem z bielą, czernią i granatami, zlewają się i nie prezentują dobrze na ajfonie
A jak wiemy, to czego nie ma na ajfonie, nie istnieje. Ponoć jak mówi Lidewij Edelkoort, uznana na całym świecie holenderska znawczyni trendów (niektórzy twierdzą, że to ona właśnie je wyznacza) wszystko dziś wraca do ... malarstwa renesansowego i jego portretu. Ekrany telewizorów i laptopów ukazywały nam świat horyzontalnie – natomiast wyświetlacz telefonu wertykalnie (mało komu chce się go obrócić). Tym samym coraz mniej interesuje nas otoczenie i jakaś historia (to oczywiście uproszczenie, jako historyczka sztuki muszę zaoponować: renesansowe portrety nie skupiały się tylko na samej postaci, pięknie pokazywały i malownicze pejzaże w tle, czy też piękne wnętrza).

Skutek jest taki, że koncentrujemy się coraz bardziej na detalach, wycinkach (pisałam już o tym a propos współczesnego malarstwa młodych na przykładzie grupy Potencja):
http://nocnyartpatrol.blogspot.de/2017/02/grupa-potencja-czyli-wracamy-do-poczatku.html

Źródło: fineartamerica.com | portret Simonetty Vespucci jako nimfy | Sandro Botticelli

Widzimy za to postać uchwyconą zazwyczaj do pasa. Stąd kolory (ponieważ je widać na telefonie), a nie czerń i biel i wydatne, przerysowane ramiona á la lata 80-te, bufiaste rękawy, chokery (co za słowo) i rozmaite nakrycia głowy. Reszta jest nieważna, bo i tak jej nie widać. A że uwaga odbiorcy jest coraz mniej łaskawa, bo dziś to ułamki sekund decydują o atrakcyjności jakiegoś zjawiska, na sublimacje czarno-białych projektów nie ma czasu, przynajmniej jak chodzi o przeciętnego odbiorcę. Tak więc japonizujące sylwetki awangardy lat 90-tych w swojej kolorystycznej radykalności nie mogą być już atrakcyjne dla masowego klienta (oczywiście inaczej się ma z tzw. wiernymi „wyznawcami”). Edelkoort twierdzi, że to być może psychologiczna reakcja na niespokojne czasy, w których przyszło nam żyć: wolimy się skoncentrować na detalu, aniżeli dostrzec złożoność i problemy całości.

Tak więc odrzucając starcze i anachroniczne wizje mody, spójrzmy tam, gdzie bije jej źródło. Cała nadzieja jak zawsze w młodych osobach, o których NAP wspomniał ostatnio tylko pobieżnie. W międzyczasie szczęśliwie poznał marzącą o projektowaniu dziewczynę, o której to projekty, jak także o propozycje innej dziewczyny z berlińskiego Kreuzbergu, uzupełnia niniejszym swój artykuł „Pulsujący nerw ulicy”.
Bo jeśli możemy mówić o zauważalnym nurcie rewolucji w modzie, to bez wątpienia będą to młode projektantki i warto im się dobrze przyjrzeć.


©Lena Voutta | long knitted lurex dress featured in EO magazine | shot by @sash.berg.in


Może rzeczywiście w tym wielogłosie obecnych modowych trendów nadciąga nowa fala dekonstrukcji, ale nie w czerni i bieli à la szóstka z Anwerpiii z Martinem Margielą na czele, ale w feerii barw i z lekką nutą szaleństwa. 
Przykładem takiego artystowskiego spojrzenia na modę jest tworząca w berlińskim Kreuzbergu 

Lena Voutta 

(pracująca równocześnie dla marki lala Berlin), która w nieoczywisty sposób świetnie łączy tkaniny i desenie.
Jest absolwentką projektowania na Kunsthochschule Berlin Weissensee. Jej ulubionym medium są dzianiny, które łączy z metalicznie połyskującym lureksem, elektro-pink z żółtym i czarnym. Projekty urozmaica też plecionkami i frędzlami. Lena tworzy także odjazdowe masko-kominiarki z cekinami i kamieniami. Jest dla mnie (przez użycie dzianiny) taką Sonią Rykiel połączoną z punkowym odjazdem Vivienne Westwood. Sama stylizuje swoje sesje z udziałem modelek będącym zapewne dla większości projektantów na antypodach wyobrażeń o modelce i to jest super, bo jest w tym sporo szczerości i jakiś zadziorny pazur.


©Lena Voutta | kolekcja dyplomowa


Podoba mi się to bardzo, że właśnie szczególnie młode projektantki czują się absolutnie uwolnione od konwencji i podążają własną twórczą drogą. Widzę w tym swobodę, pewność siebie, za to na szczęście brak potrzeby przypodobania się komukolwiek. Chcesz być sobą na nieco odjechany sposób? Proszę bardzo! Moda to zabawa, wolność i także dystans do samego/samej siebie. Nie musimy traktować tych propozycji śmiertelnie poważnie, ale warto pozwolić sobie na pewne szaleństwo, choćby w dodatkach.

Przeglądając ostatnio magazyny modowe sprzed 5-6 lat zaskoczyła mnie pewna ugrzeczniona forma, czystość form, jakieś biele i monochromy tamtych tak nieodległych czasów. Widzę teraz, że moda w swojej obecnej wielotorowo
ści wytworzyła pewną ścieżkę dla młodych i pewnych siebie kobiet, które nie boją się eksperymentować. Wtedy pojawiło się w głowie NAP pytanie, jak rodzi się tak naprawdę moda, a dokładniej: jak rodzi się myśl, aby na takie tory skierować swoje artystyczne zainteresowania. I wtedy wpadły w moje ręce projekty bardzo młodej osoby z Warszawy. Lena z Berlina ma już skończone studia oraz liczne staże i asystentury, obecnie tworzy aktywnie własną markę, ale też pracuje na posadzie młodszej projektantki w lala Berlin. A jak wygląda to u osoby, która jest absolute beginner? Chodzi mi o uchwycenie tego szczególnego momentu, kiedy jest się na samym początku modowej przygody.






Marysia Ciach | „Sukienka inspirowana życiem podwodnym. Materiał układa się jak fałdy muszli albo koralowca. Ukrochmalony i ‘wyplisowany’ układa się na ciele jak wachlarze”


NAP przedstawia: 

Marysia Ciach

(jak sama o sobie mówi: przyszła młoda projektantka z Warszawy) i jej przełamujące konwencję propozycje, interesujące łączenia faktur i kolorów. Marysia jest bardzo młodym człowiekiem stojącym na samym początku swojej przygody z modą i światem fashion. Tym bardziej zaskakuje już bardzo dojrzałym spojrzeniem i obraniem zaskakujących tropów. Jest tu odwaga, brawura, ale jest też i spójna wizja, która się tu klaruje. To niewątpliwie decydujący moment. Sesja jest z intrygującym, nieco mrocznym klimatem, a liczne dekonstrukcje i ciekawe połączenia kolorystyczne, jak petrol i fuksja sprawiają, że poczuć można fajną ożywczą bryzę oraz dobry instynkt do koloru. W projekcie gorsetu można zauważyć inspiracje zaczerpnięte zarówno u Jeana-Paula Gaultiera, jak i u Iris van Herpen (tej od mody dla alienów). Srebrna metaliczna suknia z ciekawymi draperiami jest i na tak zwane wielkie wyjście, jak i na jakąś bardziej casualową okazję, bo widzę ją też z trampkami i kurtką bomberką. Dekonstrukcja jeansów pokazuje, że można je odkrywać wciąż na nowo.



Marysia Ciach | "Sukienka inspirowana ciekłym srebrem i płynnym azotem, imituje metal i lekko trzyma się na ciele spływając jak azot"

Wspólne dla obu dziewczyn jest zamiłowanie do metalicznych tkanin, jak także zestawienia takich kolorów jak złamany fuksjowy róż i żółty. I pomyśleć, że kiedyś YSL „uczył” kobiety łączyć czerwień i róż. Dziś dziewczyny dobierają sobie kolory same.
  
To fajna myśl, gdy wyobrażę sobie, że mamy za kilka lat kogoś ciekawego i rozpoznawalnego w świecie mody.
W świecie sztuki już od dawna szczęśliwie nie patrzy się na kraj, z jakiego pochodzi artysta. Wspomnę tu choćby o wspaniałych Adrianie Ghenie z Rumunii, czy Odzie Jaune z Bułgarii. Liczy się osobowość i wizja. Dzisiaj jesteś z Warszawy, jutro możesz żyć w Londynie, a za dziesięć lat w Nowym Jorku. To powoli przestaje być jakąkolwiek barierą. Tak więc trzymam kciuki za takie świetne dziewczyny jak Marysia. Podoba mi się ten nowy rodzaj kobiecości młodych kobiet i ich chęć do eksperymentów, jednoczesna chęć bycia „kobiecą”, ale też nikomu nieschlebiającą, czy chcącą się na siłę podobać. Fajnie.




Marysia Ciach | "Jeansy zrobione z połączenia siedmiu różnych par o innych odcieniach. Zszyte ze sobą widocznym szwem rozchodzą się przy kolanie jak dzwony"



Tak więc rewolucja? Tak, ale tylko w sukience inspirowanej ciekłym srebrem i płynnym azotem Marysi
i w kominiarce z cekinami Leny!

Go girls!

©Lena Voutta | from the album Superflitzer Mood | pic by Obi Blance



  
Wszystkie zdjęcia | Pictures:
© Lena Voutta | http://www.lenavoutta.com/
© Marysia Ciach
 

Cytaty pod zdjęciami: Marysia Ciach

Pic on the top: Diamont mask2 by ©Lena Voutta | Photo by Kirsten Becken