poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Documenta 2017, part 2: Polskie documenta

ŻMIJEWSKI
UKLAŃSKI

WRỚBLEWSKI

STRZEMIŃSKI

ROSENSTEIN

SZAPOCZNIKOW:

Polska reprezentacja na d14.


 



To były bardzo rozpolitykowane documenta. Patrol zastanawiał się przed otwarciem, czy takowe będą – bo zważywszy na to, co dzieje się na świecie, wszystko to zapowiadało. Chodziło zatem o „sposób podania”. Ten był, jak już wiemy, nieco moralizatorski i łopatologiczny. A ja zawsze lubię wierzyć w inteligencję odbiorcy i pozostawić mu interpretacyjną przestrzeń. Niemniej jednak nie narzekajmy, ale pomówmy o tym, co było wartościowe i dobre.

Więc ad rem: czy te documenta były tylko i wyłącznie niemiecko-greckie? Nie, dla mnie były też bardzo polskie. Adam Szymczyk, główny kurator wydarzenia, bardzo zadbał o polski akcent imprezy. Miał takie prawo? Nie wiem, ale jako główny kurator mógł i to zrobił. Naprawdę nie mogłam wyjść ze zdziwienia, że można było tam zobaczyć aż tyle, i aż tak dobrych prac. Wróblewski, Szapocznikow, Strzemiński, Żmijewski, Uklański, Erna Rosenstein (to stąd właśnie rosnące ceny na jej prace na aukcjach w Polsce, że jest pokazywana na d14). Tak więc sporo (poza świetnym Żmijewskim i dobrym Uklańskim) prac starych, ale już 10 lat temu widziałam na documenta wspaniałe prace Zofii Kulik. Coraz częściej stosuje się tam taki zabieg, integrowania z aktualnymi prac starszych. Te wszystkie starsze, dzisiaj wpisane były w rozmaite konteksty. Przyglądałam się zwiedzającym, jak zawsze mam to w zwyczaju. Wchodzili do sali z polskimi pracami i omiatali je przez kilka sekund wzrokiem, po czym szli dalej. Tak już jest, widzimy tyle, ile wiemy. Ja także nie rozumiem kontekstu wielu prac. Patrzę na Strzemińskiego, a w głowie ciąg skojarzeń: Strzemiński-Kobro-Wajda-Linda-Psy-Geriavit Pharmaton. Pan obok, z Japonii, widzi tylko barwne plamy i ma w głowie swoje myśli. Chyba, że w Japonii znają jakieś filmy z Lindą, jak myślicie?






Prace Władysława Strzemińskiego nie znalazły się tam rzecz jasna przypadkowo. To sześć rysunków z roku 1940 z cyklu Deportacje (z Muzeum Sztuki w Łodzi). Co te oszczędne, ograniczone do schematycznych zarysów postaci, rysunki ołówkiem mogą nam powiedzieć o dzisiejszym świecie? Tak jak wtedy, tak i dzisiaj ofiary losowych i dziejowych zawirowań nie mają twarzy. Biedni, eksmitowani, na marginesie. Ale też uchodźcy, azylanci, ofiary wojny. Wszyscy przezroczyści i bez prawa głosu. Falująca linia i niezwykła oszczędność wyrazu była charakterystyczna dla wojennych prac Strzemińskiego, także w jego słynnym cyklu kolaży z 1945 Moim przyjaciołom Żydom, które przekazał Instytutowi Yad Vashem w Jerozolimie (jeden z tych kolaży znajduje się w Muzeum Narodowym w Krakowie i można go teraz zobaczyć na wystawie Dziedzictwo).









Z kolei wspaniałe rysunki tuszem Andrzeja Wróblewskiego z 1953 pokazują człowieka w opresji historii i żywiołu, w sytuacjach wyjątkowych. To ludzie na wieść o śmierci Stalina (Żałobna wieść) oraz powódź w Holandii. O ile powódź ukazuje Wróblewski jako dynamiczne zjawisko, śmierć Stalina dosłownie paraliżuje ludzi w bezruchu.
http://www.andrzejwroblewski.pl/aktualnosci/obrazy-andrzeja-wroblewskiego-na-documenta-14-w-kassel/
Kolejną pracą Wróblewskiego, którą możemy zobaczyć na documenta, jest Rozstrzelanie surrealistyczne z 1949 (MNW).

















Piotr Uklański zaserwował na documenta Real Nazis, Prawdziwych Nazistów (do zobaczenia w Neue Galerie). Wszyscy zapewne pamiętają jego Nazistów z 1999, tych filmowych, z Danielem Olbrychskim i jego szalejącą szablą w Zachęcie. Ci tutaj to z kolei zarówno prawdziwe zdjęcia żołnierzy, członków partii, „zwykli” żołnierze, jak i twarze z plakatów propagandowych. Którzy naziści są więc prawdziwi? Co to w ogóle ma znaczyć „prawdziwy nazista”? Jak opowiadały mi praktykantki w niemieckiej galerii, w której pracowałam, przeciętny Niemiec nie był nigdy nazistą i o niczym nie wiedział, stąd one za ten kainowy grzech odpowiedzialne się nie czują. Takie właśnie dyskusje toczyły się i pod Uklańskim na d14: żywo gestykulujący Niemcy w podnieceniu rozprawiający o pokoleniu swoich ojców i dziadków. Oni patrzą na to osobiście – Polacy także. Tylko z innej perspektywy. "Nazista" to dzisiaj bodaj największa obelga dla Niemca. A poza spojrzeniem osobistym uderza wręcz groteskowość tych postaci, uśmiechy do obiektywu i ich mundury, graniczące z przebraniem, „glamour” zła i często po prostu zły gust. To zadowoleni z siebie populiści i faszyści, idący po władzę i pewni swych racji.
Uklańskim namęczył tych biednych ludzi na d14, robiąc listę tych postaci ponumerowanych w rzędach: chodzili więc i odliczali. Mamy tam więc nawet top row, zupełnie jak na pokazach mody.















Ciekawostką jest ukryta wśród tych twarzy ta należąca do młodego Josepha Beuysa. Zaraz obok pracy Uklańskiego zobaczyć można jego instalację z 1969. Tak więc młody Beuys z Hitlerjugend, czy Wehrmachtu spotyka samego siebie,
starszego. Ciekawe, co by sobie powiedzieli.






Jednak to Artur Żmijewski jest najczujniejszym komentatorem tego, co dzieje się obecnie i zabiera głos w i sprawie uchodźców, i wojny na Ukrainie. Nikt tak nie pokazuje ich upokorzenia, a z drugiej strony wręcz obrzydzenia uchodźcami, jak robi to właśnie on w swoim filmie Spojrzenie (pokazywanym na ateńskich documenta, w którym to każe migrantom zamiatać ulicę w Paryżu, pokazuje ich obozy i dzikie koczowiska). Pokazuje jednocześnie zgodę na to, aby tonęli, umierali, lub co najwyżej żyli w maksymalnym upokorzeniu. Jak mówi: niech toną w morzu. Nikogo to i tak nie obchodzi. Obojętność ma potem moc prawną i staje się oczywista. Zapytany o rolę artysty w tym wszystkim, o to „czy sztuka może coś na to poradzić?”, mówi: Tyle samo co pojedyncza osoba skonfrontowana z masowym wymiarem tego nieszczęścia. Kiedy człowiek znajdzie się w obozie dla uchodźców, widzi skalę dramatu. Świadomość tego, jak mało można zrobić, jest obciążająca, upokarzająca. Artyści mogą – jak dziennikarze czy publicyści – informować. Instytucje kultury zamiast politycznego kłamstwa mogą dostarczać wiedzy opartej na faktach, być empatyczne wobec odmienności.





Uchodźcy to niewątpliwie nasi współcześni wykluczeni. Decydując się na przybycie do naszego świata są zawieszeni między pozycją ofiary a intruza. I właśnie ten wyjątkowy stan zawieszenia, przebywania niemal poza prawem i niemożności decydowania o sobie od czasu, kiedy przebywają w Europie na bliżej niepoznanych zasadach azylantów, niemal więźniów: wszystko to czyni z nich postaci, które już dawno temu Giorgio Agamben nazwał homo sacer | homini sacri. Agambenowskie
homo sacer czy nagie życie opisują osoby, które rzeczywiście niczego nie posiadają poza swoim życiem i ciałem, a i w tym aspekcie są dla niektórych społeczeństw problematyczne, a dobitniej ujmując zbędne i nadprogramowe. Niewygodna prawda.


Z kolei w Kassel Żmijewski zaprezentował sześciokanałowe czarno-białe wideo Realizm, w którym pokazał rosyjskich weteranów, którzy stracili nogi podczas walk na Kaukazie i Ukrainie. Nie widzimy w nim jednak ofiar, ale młodych mężczyzn patrzących uważnie w obiektyw i pokazujących swoją sprawność mimo niepełnosprawności i ograniczeń (skaczą na jednej zdrowej nodze po schodach, zakładają spodnie, ćwiczą). Oczywiście jest w tym wszystkim prowokacja: żołnierze hybrydowej rosyjskiej wojny, mordujący cywilów, najemnicy Kremla – tutaj są także ofiarami, ze swoimi dramatami, mimo pewnego chojractwa i nieprzyznawania się do traumy.
Tak więc widzimy ponownie u Żmijewskiego wykluczone ciała ludzi okaleczonych i niepełnosprawnych, ale tu dodatkowo okryte anatemą za popełnione na innych
krzywdy. Czy mamy ich żałować? Czy także i oni są ofiarami? A może spotkał ich zasłużony los?


Prace Żmijewskiego to moim zdaniem dwie z najbardziej kluczowych propozycji na tych documenta. O ile Uklański zasadza działanie swojej pracy na ostrej prowokacji, Żmijewski wwierca się nam w brzuch, bo wiemy, że mówi nam niewygodną prawdę. Katarzyna Kozyra lata temu pokazała piramidę zwierząt, biorąc osobistą odpowiedzialność za ich zabicie i wypchanie. Tu sprawa jest o tryliony lat świetlnych poważniejsza, bo chodzi o człowieka. Co z naszą solidarnością, pyta Żmijewski i naświetla tym samym absurdalny splot wpisywania ludzi w obozach przejściowych w kategorie prawne z jednoczesnym pozbawieniem ich niemal wszelkich praw.








Varia



Erna Rosenstein:





Rodzice Erny Rosenstein



Alina Szapocznikow:



Do czytania:


Giorgio Agamben, Homo sacer. Suwerenna władza i nagie życie, przeł. Mateusz Salwa, Prószyński i S-ka, Warszawa 2008
(​
ISBN 978-83-7469-671-5​)


http://wyborcza.pl/7,112588,22107134,uchodzcy-niech-tona-w-morzu-obywatelowi-ktory-chce-pomoc.html