Anselm Kiefer w spodniach ojca, nie pozwala Niemcom zapomnieć i muszą go za to nie lubić.
Pierwsza myśl, jak przy Beuysie, nota bene, jego profesorze: to musi nastręczać konserwatorom mnóstwo troski i pracy. W końcu taka słoma nie przetrwa zbyt długo bez ich pomocy. Moje bukiety zbierane na polach nie wytrzymują długo, choć kłosy zbóż radzą sobie zaskakująco dobrze i potrafią przetrwać latami.Sulamith i Margarete. To na Margarete trzeba było właśnie sporo słomy. Szczyty tych wąskich słupków siana zdają się płonąć, za chwilę i tak będzie tu tylko pogorzelisko. Sulamith z kolei ma swoje miejsce w murowanej piwnicy o pięknym, lecz nadpalonym sklepieniu. To co potępione – ma być ukryte, aby przeżyć. To, co ma prawo żyć - lepiej może wypalić czystym ogniem, niech zniknie wstyd i zło.
W pięknym wierszu Paula Celana Todesfuge, w którym podjął temat żydowskiej Zagłady, spotykamy te kieferowskie kobiece postaci: Sulamith i Margarete. Znamienne jest, że ten napisany w 1944 roku wiersz, funkcjonujący najpierw w rumuńskim tłumaczeniu, zaistniał nieco szerzej w świadomości niemieckiej dopiero w 1952 roku. Wtedy wszyscy brali już lekcje z zapominania:
„Schwarze Milch der Frühe wir trinken sie abends
wir trinken sie mittags und morgens
wir trinken sie nachts
wir trinken und trinken (…)“.
Czarne mleko, pite latami, zatruwa umysły i serca. Magrarete-Gretchen, to ukochana Fausta Goethego, niemiecka płowowłosa dziewczyna. A Sulamith to z kolei biblijna postać z Pieśni nad Pieśniami, tu symbolizująca żydowskie ofiary. Splecione razem u Celana i Kiefera, już zawsze będą dla mnie jak ta nasza Alina i Balladyna.
I jeszcze te bryczesy ojca. To pewnie, wbrew pozorom, bardzo wygodne spodnie (chciałoby się powiedzieć: dla władców świata). Dobrze się w nich jeździ konno, szczególnie gdy do tego założy się skórzane buty z wysokimi cholewkami. Jednak gdy Kiefer stoi tak ubrany w te spodnie i buty ojca, z twarzą odwróconą od morza, z nacierającymi zza pleców falami i wykonuje ręką ten zakazany gest pozdrowienia, na usta aż się ciśnie: po co te wszystkie inscenizacje? Czy ten gest morzu, a więc czystej naturze, jest jakoś potrzebny, a może właśnie pokazany tutaj, jest tym bardziej obrazoburczy i jednocześnie surrealistyczny, bo oderwany od tych wszystkich historyczno-politycznych konotacji? Morze, las i gwiazdy są niemymi obserwatorami i świadkami (imputując tu jakąkolwiek możność ich własnej woli) i tylko my sami zanosimy tam nasze spojrzenia, szukając odpowiedzi, aby za Pascalem powiedzieć: wiekuista cisza tych nieskończonych przestrzeni przeraża mnie. Natura ostatecznie zawsze zwycięży kulturę, jak kambodżańska roślinność „zjada” tamtejsze przepiękne świątynie (jak widzimy choćby Apocalypse now ze swoim „horror, horror”. Ostatecznie Jądro Ciemności zawsze może ponownie nachylić się swoją orbitą ku człowiekowi. Ale to przecież zupełnie inna historia).
Kiefer ewokuje te wszystkie wspomnienia, o których nie tylko chce się zapomnieć. Z całej siły zapomniało się, wyparło. To wszystko jest, bardzo niewygodne i niepotrzebne, zapewne niejeden tak powie. Kiedy zapomina jeden człowiek, można mówić o niestosowności. Kiedy zapomina niemal cały naród, trzeba mówić o programie zapominania, tego trzeba się wręcz nauczyć. Lekcje z niepamięci trzeba odrabiać codziennie i w kolektywie. A najlepiej skupić się po prostu na pracy.
Tak więc Anselm Kiefer w spodniach ojca, nie pozwala Niemcom zapomnieć i muszą go za to nie lubić. Nie, to nie to słowo. Muszą się czuć zdradzeni. Jak mówił Antek Boryna w „Chłopach” Reymonta: „ w gromadzie żyję, to i z gromadą trzymam”. A propos pracy u podstaw: są pola, ziemia, całe hektary zaoranej, żyznej ziemi, ciągnącej się aż po horyzont. Więc zapowiedź pracy, która nikomu tak nie nadaje sensu życia, jak nadaje ją Niemcom. Jest to jednak ziemia pokryta popiołem, białym nalotem. To już nie może być ziemia rodząca, to ziemia-świadek, ziemia skażona. Znowu niestosownie, niemiło, niewygodnie.
Są też te pragermańskie puszcze, wielkie lasy o zadziwiającej sile, jak z pieśni Goethego. Jednak szaleństwo wojny, jak te tlące się u Kiefera po lasach węgliki, nie pozwala już nikomu zaznać spokoju. Z resztą sam stanął z zapaloną gałęzią wśród starych drzew o smukłych pniach. I to tylko kwestia czasu, aż wszystko zacznie płonąć. Zasiał się niepokój w pragermańskim lesie. Dawne mity o szlachetności śpią wiecznym snem, jak Brunhilda, przykryta śmiertelnym całunem. Mityczny lud Nibelungów, z którego pochodziła, trudnił się kowalstwem i górnictwem. To chęć władzy nad całym światem przynosi zmierzch spokojnego świata tych bogów. Pobrzmiewa zza kulis Wagnerem. Wielkie umysły, jak Kant czy Schopenhauer, zamknięte w drzeworytach, niczym pocztowych znaczkach, pokazane na tle wielkiego lasu, mogą już tylko biernie się przyglądać.
Wszystko trawi ogień i do wszystkiego może podpełznąć wąż. Jak w Pod wulkanem: „Wąż ślizga się po wszystkim, co napotka. Właśnie nas dotknął”. Każda idea może zostać skażona.
Zaskakujące i świetne są także obiekty Kiefera, świadomie eksponowane przez niego w szklanych witrynach, niczym zadziwiające, surrealnie zaaranżowane obiekty do podziwiania-wystraszania: zniszczona maszyna do pisania, zasypana śniegiem czy solą. Nic nowego już na niej nie napiszesz. Przerdzewiałe sito z wysypanym ziarnem niczego już nie przesieje. Wąż oplatający, niemal zaduszający małe drzewo, zdusi każdą myśl i życie. Żelazny wąż posypany rudym rdzawym proszkiem, wygląda niczym pordzewiałe żelazne medale. I wreszcie szparagi, żart artysty. Szparagi tak ukochane przez Niemców, tu posrebrzone, grają mały las, otaczając wojsko miniaturowych żołnierzyków.
Najpotężniejsze wrażenie robi na mnie jednak praca „Aschenblume”, zadedykowana wspomnianemu już Paulowi Celanowi. Ciągnące się po horyzont pole pokryte popiołem z wystającymi, spalonymi, wręcz zwęglonymi, prawdziwymi grubymi księgami. Czy taką ziemię można jeszcze uprawiać?
To są pytania Anselma Kiefera. I zawsze będą niewygodne.
P.S. 1:
Jeśli chodzi o współczesną recepcję sztuki Kiefera w Niemczech, to nawet tak lewicujące gazety jak „Die Zeit”, piszą o jego wystawach (jak o ostatniej w 2016 w Centre Pompidou) nieprzychylnie: pracom brak dystansu i ocierają się często o pompatyczność i kicz. Warto wspomnieć, że artysta mieszkający od bardzo długiego czasu we Francji, jest tam bardziej niż ceniony. Co ciekawe, w tym francuskim zamiłowaniu do niemal maniakalnych dociekań Kiefera na temat istoty, wręcz rdzenia niemieckiej tożsamości, niemieccy krytycy widzą z kolei zawoalowaną chęć przepracowania ich własnej, postholocaustowo-wojennej traumy. Jest to ciekawa lekcja, jak interpretuje się pewne zjawiska, w zależności od pozycji, z jakiej się je obserwuje.
Może czasami bez dystansu, może czasami ocierając się o pompatyczność i kicz, ale nadal Kiefer jest solą w oku, kalającą własne gniazdo. A jak wiemy, zły to ptak, co własne gniazdo kala.
P.S. 2:
Przyznać jednak trzeba, że ciężar gatunkowy Kiefera jest dojmujący.
Może w świecie narastających wielopostaciowych lęków, od naszych depresji po strach przed niestety coraz bardziej realnym atakiem terrorystycznym, sztuką która może ocalić, nie będzie psychoanalityczno-lacanowski Kiefer? Może trzeba czegoś prostego i radosnego?
P.S. 3:
Kiefer od pewnego czasu maluje kwiaty. Tak, przeogromne pola kwiatów, do tego autentycznie kolorowe.
Więc jest jeszcze nadzieja.
Wszystkie zdjęcia w artykule © autorka bloga
Anselm Kiefer
Expositions
16 décembre 2015 - 18 avril 2016
de 11h à 21h
Forum -1, Galerie 1 - Centre Pompidou, Paris
Le Centre Pompidou propose une traversée inédite de l’œuvre de l’artiste allemand Anselm Kiefer.
Cette rétrospective, la première en France depuis trente ans, invite le visiteur à parcourir toute la carrière de Kiefer, de la fin des années 1960 à aujourd’hui, avec cent cinquante œuvres dont une soixantaine de peintures choisies parmi les chefs-d’œuvre incontournables. L’œuvre de Kiefer invite avec intensité le visiteur à découvrir des univers denses et variés, de la poésie de Celan à la philosophie de Heidegger, des traités scientifiques à l’ésotérisme. Installations et peintures monumentale.
http://www.zeit.de/2015/51/anselm-kiefer-kunst-erfolg-frankreich