poniedziałek, 24 kwietnia 2017

ADRIAN GHENIE

Jego autoportrety, jego wcielanie się w innych, jego poszukiwania siebie w innych i obcego w sobie. To mistrz autokreacji. Może być van Goghiem, schyłkowym Elvisem z okresu upadku w białym estradowym stroju, Darwinem i Hitlerem: ADRIAN GHENIE







Nie pamiętam już, kiedy widziałam jego obrazy po raz pierwszy.
Ale to są takie momenty zupełnie jak zakochanie: patrzysz i po prostu wiesz. I tak było ze mną i Adrianem Ghenie. Wiem jednak, że od razu pojawiło się to przeświadczenie graniczące z pewnością. Jest wspaniałym artystą i myślę, że będziemy od niego odliczać czas, tak jak robiliśmy to od Bacona, Richtera czy Mariny.
 
Adrian Ghenie, Pie Fight Interior 11 (fragment) | 2014 | olej na płótnie | 280 × 230 cm | Centre Pompidou | Fot. autorka bloga



Dla mnie sztuka nie ma p
łci. Ale Adrian Ghenie wraca mi także wiarę w mężczyzn. Jest teraz tyle wspaniałych, odważnych, bezkompromisowych kobiet (mając na uwadze prawdę czasu i prawdę ekranu, można powiedzieć: niezłomnych). A może raczej zawsze były, tylko teraz w końcu są na właściwym miejscu. To jest bez wątpienia czas kobiet. Wszędzie widzę i poznaję wspaniałe kobiety, nie tylko w świecie sztuki, ale też w polityce czy ekologii. Znam sama wiele tworzących dziewczyn i są naprawdę fantastyczne. I jednocześnie widzę obecnie deficyt mężczyzn w świecie sztuki. Wiem, wiem, powiecie że przecież wszystkie największe (czytaj: rynkowo najdroższe) nazwiska to właśnie faceci. Zgadzam się, ale mam wrażenie, że to się na naszych oczach zmienia, a ci wielcy to jeszcze pozostałość po starych układach, relikt sprzed czasów potwora-gendera. Mam nadzieję, że kobiety-artystki nauczyły się już mocniej tupać nogą i walczyć o swoje miejsce. Bo wiem, jak to wyglądało w galerii, i to zaznaczę, niepolskiej: facet przyjeżdżał i od razu był traktowany poważnie, nawet gdy nie był specjalnie miły i wybitny. Kobiety przekraczając próg galerii niemal zawsze miały na twarzach wypisane uczucie wdzięczności. Optyka musiała się (na szczęście) zmienić. Mamy coraz więcej kobiet galerzystek, kuratorek, dyrektorek muzeów.

I tak ... neofemnistyczno-genderowy potwór pożarł facetów w świecie sztuki i tu na ratunek ich honoru rusza dziarsko Adrian Ghenie.


Adrian Ghenie, Burning Books | 2014 | olej na płótnie | 57 x 60 cm | ©Courtesy Galerie Judin




Wszystko zaczęło się u mnie od jego jednego p
łótna, a w zasadzie od tych wibrujących barwnych kawałków palącego się papieru, unoszonych do góry przez kłębiące się płomienie. I to wyzwoliło wszystkie inne skojarzenia i obrazy. Mam na myśli Burning Books z 2014, przedstawiające oczywiście palenie książek pod Bundestagiem.
Ghenie tropi zło, nawet tam, gdzie się tego w ogóle nie spodziewamy. Jak w Pie Fight Interior 11 (z 2014, 280 x 230 cm, z Centre Pompidou): kobieta we wnętrzu o ścianach wyłożonych ciemną boazerią i zastawionym meblami, ociera twarz, jak dowiadujemy się z tytułu obrazy, z kawałków ciasta. Scena ta ma pochodzić z amerykańskiego wodewilu The Three Stooges z 1933, nałożona jest z kolei na scenerię z kartki pocztowej przedstawiającej kancelarię... Hitlera z 1939 r. No, kurcze, nie odpoczniesz. Naprawdę chciałam napisać tekst o kimś bez takiego dojmującego drugiego dna, o technice i kolorach, ale Ghenie mi na to nie pozwala.


Adrian Ghenie, Pie Fight Interior 11 (fragment) | 2014 | olej na płótnie | 280 × 230 cm | Fot. autorka bloga




Ghenie jest Rumunem. Jest, obok Victora Mana i Serbana Savu, absolwentem artystycznej szkoły z Cluj (300-tysięczne Cluj-Napoca to drugie po stolicy miasto w Rumunii). Na Zachodzie znaleźli swój przyczółek w Berlinie w Galerii Plan B, filii galerii z Cluj. Urodzony w 1977 roku Ghenie jest wśród nich zasłużenie niekwestionowaną gwiazdą. Jak wielu artystów bloku wschodniego i krajów, które dopiero teraz „wracają” do Europy z okowów historycznych zawirowań, ma potrzebę i zamiłowanie w eksplorowaniu tematów uwikłanych w historię. Trudno się dziwić.

Pamiętam rozstrzelanie Nicolae Ceausescu i jego żony Eleny. Starsi ludzie w ciężkich płaszczach, ona w chustce na głowie o surowym wyrazie twarzy, siedzieli w szkolnej ławce, bo naprędce zainscenizowany sąd nad nimi odbywał się w szkole. Miałam dziesięć lat i widziałam to jak każdy w telewizji. Byłam przerażona. Czytam teraz, że to było 25 grudnia 1989, a więc w święta. Zapamiętałam, że rozstrzelany miał być tylko on, ona poszła tam dobrowolnie. Google kieruje mnie na stronę z podpisem „tak kończą dyktatorzy”. Obok upadających na ziemię Ceausescu widzę zdjęcia martwego Kadhafiego z kulą w głowie. Wcześniej przed pałacem Elizejskim rękę podają mu Nicolas Sarkozy, Jacques Chirac. Potem Kadhafi zwiedza Luwr. Przypominają mi się słowa mojego historyka z podstawówki, który mówiąc o tylko rocznej kadencji urzędników rzymskich powiedział: „bo władza degeneruje”. Więc znowu Rumunia i straszne zdjęcia nieludzko wychudzonych dzieci z sierocińców, tak zwane „dzieci Ceausescu”. Doprowadzona na skraj bankructwa Rumunia jest dziś w Unii Europejskiej, a te zdjęcia dzieci wyglądających jak z Auschwitz zrobione są nie tak dawno temu. Czytam to i dosłownie cierpnie mi skóra, bo to tak nieodległa historia.




Adrian Ghenie, The Arrival | 2014 | olej na płótnie | 210 x 165 cm | Private Collection | Courtesy Galerie Judin

 

Dyktatura Ceausescu każe szukać Adrianowi Ghenie genezy zła i u innych, stąd analiza jej anatomii.


Wcielenie arcyzła, czyli nazistowski doktor Mengele, kancelaria Hitlera jako sceneria do zadziwiających portretów (z walkami na ciasta), Hitler stojący nad łóżkiem śpiącego artysty, wreszcie i sam Ghenie jako Hitler. Teraz już wiem, że przy Ghenie na dłuższą metę się nie odpocznie, można tylko na początku dać się porwać tym wibrującym skrawkom fruwających wszędzie barwnych plam. Jego podstawowym językiem komunikacji jest kolor. Cała reszta przychodzi później.


Adrian Ghenie, Carnivorous Flowers | 2014 | olej na płótnie | 42 × 52 cm | Courtesy Galerie Judin


Ghenie stosuje zazwyczaj dezorientację: stojący w
bajecznie barwnej amazońskiej przyrodzie mężczyzna w ciężkim płaszczu z futrzanym kołnierzem, okazuje się być wspomnianym doktorem Josefem Mengele (The Arrival, 2014, olej na płótnie, 210 x 165 cm). Znanych jest niewiele autentycznych fotografii przedstawiających Mengele, wiele z nich ma być sfałszowanymi podróbkami. Jednak zawsze są czarno-białe, odrealniają go, dając mu dystans, odsuwając jego barbarzyńskie czyny w dalekie arkana historii. Ghenie nadaje im życia pokazując je w kolorze i maluje przybycie Mengele do Argentyny, niczym tuż po teleportacji z innego świata.


Adrian Ghenie, Degenerate Art | 2016 | olej na płótnie | 200 x 180 cm | Fot. Agata Kus (Adrian Ghenie. Recent Paintings, Pace Gallery New York, 19.01.2017 - 18.02.2017)


Te wokołonazistowkie tematy widać także w serii „Degenerate Art”, gdzie Ghenie sięga po entartete Kunst i maluje / przemalowuje autoportrety van Gogha, które z jednej strony coraz bardziej przypominają samego Ghenie, z drugiej idą w kluczowym momencie powstrzymaną abstrakcję. Ta autokreacja i wcielanie się w takie postaci jak niespotykanie utalentowany, ale na granicy obłędu van Gogh, to rzecz jasna z jednej strony manifestacja chęci zestawienia ich razem (Adrian może mieć takiego focha, zasługuje), z drugiej strony pokazania, że granica śmierci czy szaleństwa zawsze jest blisko. Tak samo jest z Elvisem, tym późnym, najaranym, groteskowym i przykrym cieniem samego siebie z czasów świetności, w karykaturalnym już teraz estradowym białym stroju. 


Adrian Ghenie, Degenerate Art | 2014 | olej na płótnie | 53 × 40 cm | w kolekcji prywatnej | Courtesy Galerie Judin

Ghenie może być sobie van Goghiem, schyłkowym Elvisem z okresu upadku, Darwinem i Hitlerem. Jego autoportrety, jego wcielanie się w innych, jego poszukiwania siebie w innych i obcego w sobie pokazują, że to mistrz autokreacji.


Adrian Ghenie, Selfportrait | 2009 | olej na płótnie | 200 × 160 cm | w kolekcji prywatnej | Courtesy Tim Van Laere Gallery Antwerp

 
U Ghenie wszystko przepływa w barwnych plamach z ró
żnym nasileniem ostrości, jak gdyby właśnie w tej chwili regulował ją na naszych oczach dla poszczególnych fragmentów obrazu. Widzę, że te techniczne rozwiązania Ghenie są już w tej chwili, mniej lub bardziej szczęśliwie, intensywnie naśladowane. Tak jak jego barwne fruwające plamy. Ju
ż nawet okładka niedawno wydanej "Vitamin P 3" mi je przypomina ...


Adrian Ghenie, Pie Fight Interior 11 (fragment) | 2014 | olej na płótnie | 280 × 230 cm | Fot. autorka bloga
  
Adrian Ghenie, Lidless Eye | 2016 | olej na płótnie | 76 x 56 cm | Fot. Agata Kus (Adrian Ghenie. Recent Paintings, Pace Gallery New York, 19.01.2017 - 18.02.2017)

Adrian Ghenie, Self-Portrait | 2016 | olej na płótnie | 46 x 36 cm | Fot. Agata Kus (Adrian Ghenie. Recent Paintings, Pace Gallery New York, 19.01.2017 - 18.02.2017)

Ja śledzę z kolei inspiracje samego Ghenie: myślę, że z pewnością będzie to Cecily Brown (1969). Nie lubię jej malarstwa, kolorystyka jej wszystkich obrazów przypomina mi obrzydliwe sałatki makaronowe z gotowaną szynką. Brak im esencji, kręgosłupa, wszystko się rozmywa (za dużo majonezu) w abstrakcję, której unika sama artystka, dając wszystkim swoim obrazom sugestywne i jak najbardziej odwołuj
ące do rzeczywistości tytuły.
Ale to właśnie te rozmywające się w abstrakcję przedstawienia tu mnie przyniosły. Myślę, że problem Cecily Brown (o ile takowy istnieje) leży w tym, że ona nie potrafi powiedzieć sobie dość w mieszaniu tej sałatki. A Ghenie potrafi swojej kompozycji nie złożyć na karb majonezu i nie gubi się w tym.

Cecily Brown, Couple | 2003-4 | olej na plótnie | Museum of Fine Arts, Robert McKeever-Museum of Fine Arts |Boston

Inspiracja stricte techniczna to też Brown, ale z kolei Glenn (1966), a dokładnie mięsiste zamachnięcia farbą z szerokim gestem impastu w niektórych jego obrazach. Z innej beczki, skoro juz przy nim jesteśmy, pozwolę sobie na malą dygresję: Glenn Brown słynie z kolei z historycznych odwołań. Autentyczny historyczny obraz (np. Élisabeth Vigée Le Brun) jest tu przeskalowany, zmienia mu też kolorystykę etc., dodaje inne elementy - tak jak w Polsce robi to obecnie Ewa Juszkiewicz. Więcej, mocno podejrzewam Juszkiewicz o silne inspirowanie się Brownem właśnie. Może już tu wystopuję, bo taka artystyczna podróż może trwać wiecznie, jak wertowanie słownika wyrazów obcych, w którą to zabawę bawiłam się jako dziecko.


Glenn Brown, Ride with the Devil, Sympathy for the Poor | 2001 | oil on panel | 71 x 56 cm

Glenn Brown,  Life on the Moon (Élisabeth Vigée Le Brun) | 2016 | 100 x 78,5 cm | oil on panel
Glenn Brown, Architecture and Morality | 2004 | 140 x 98 cm | Centre Pompidou


Wracając go Ghenie ...


Adrian Ghenie, Rest During Flight into Egypt (fragment) | 2016 | olej na płótnie | 240 x 290 cm | Fot. Michał Dymny (Adrian Ghenie. Recent Paintings, Pace Gallery New York, 19.01.2017 - 18.02.2017)



A wracaj
ąc go Ghenie, to teraz maluje ostrzej, w chłodnych kolorach, przeszywających turkusach i zimnych czerwieniach i różach. Pokazała to jego najnowsza wystawa w Nowym Yorku w Pace Gallery. Ghenie prezentował tam także kolaże. Tak więc jego naśladowcy malują w jego "starym" stylu, a on już rusza dalej swoją własną drogą.
http://www.pacegallery.com/exhibitions/12845/recent-paintings




Adrian Ghenie, Rest During Flight into Egypt (fragment) | 2016 | olej na płótnie | 240 x 290 cm | Fot. Michał Dymny (Adrian Ghenie. Recent Paintings, Pace Gallery New York, 19.01.2017 - 18.02.2017)



Adrian Ghenie, Crossing the See of Reeds (fragment) | 2016 | olej na płótnie | 240 x 300 cm | Fot. Agata Kus (Adrian Ghenie. Recent Paintings, Pace Gallery New York, 19.01.2017 - 18.02.2017)


Adrian Ghenie, The Alpine Retreat (fragment) | 2016 | olej na płótnie | 270 x 300 cm | Fot. Agata Kus (Adrian Ghenie. Recent Paintings, Pace Gallery New York, 19.01.2017 - 18.02.2017)



Adrian Ghenie, The Alpine Retreat (fragment) | 2016 | olej na płótnie | 270 x 300 cm | Fot. Michał Dymny (Adrian Ghenie. Recent Paintings, Pace Gallery New York, 19.01.2017 - 18.02.2017)

 

Adrian Ghenie, The Alpine Retreat | 2016 | olej na płótnie | 270 x 300 cm | Fot. Agata Kus (Adrian Ghenie. Recent Paintings, Pace Gallery New York, 19.01.2017 - 18.02.2017)




P.S.
Za pokazane tu zdjęcia z nowojorskiej wystawy Ghenie dziękuję Agacie Kus i Michałowi Dymnemu.


Image on the top: Adrian Ghenie | Rest During Flight into Egypt (fragment) | 2016 | olej na p
łótnie | 240 x 290 cm | Fot. Agata Kus (Adrian Ghenie. Recent Paintings, Pace Gallery New York, 19.01.2017 - 18.02.2017)